107 views, 3 likes, 1 loves, 0 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from O problemach inaczej: "moje życie nie ma sensu" - na pewno nie raz to usłyszałeś i usłyszałaś i na pewno nie raz tak Doszedłem do wniosku, że bez ciebie moje życie nie ma sensu. Anna, I have learned that my life is meaningless without you. Bez ciebie moje życie nie jest nic warte. Każdy człowiek ma swoje wyjątkowe powołanie czy misję, której celem jest wypełnienie konkretnego zadania. Nikt nas w tym nie wyręczy ani nie zastąpi, tak jak nie dostaniemy szansy, aby drugi raz przeżyć swoje życie. A zatem każdy z nas ma do wykonania wyjątkowe zadanie, tak jak wyjątkowa jest okazja, aby je wykonać. Depresja - Moje życie nie ma już sensu Depresja - Moje życie nie ma już sensu. Przez Adrian1995 19 Września 2013 w Depresja. Udostępnij Nie widzę sensu życia .. Nie wiem co mam zrobić .. Zdaje mi się że moje życie nie ma sensu Nie jestem szczęśliwa jak kiedyś. Nie wiem co się stało ale czuje się jakby coś we mnie pękło .. W ogóle nie chce mi się żyć .. Vay Tiền Online Chuyển Khoản Ngay. Szanowna Pani, Ważną kwestią odnośnie opisanych objawów jest ich czas trwania. Kolejne pytanie to, czy wydarzyło się coś konkretnego, czy zmieniło się coś w Pani życiu przed wystąpieniem objawów, może była to jakaś strata bądź długotrwały stres? Ważna jest również możliwość występowania innych objawów takich jak np. utrata przyjemności z wykonywania rzeczy, które kiedyś przyjemność sprawiały, brak siły, zmiany apetytu w stosunku do wcześniejszych nawyków, zmiany w kwestii snu, częste myśli o śmierci itp. Jeśli Pani objawy trwają co najmniej od 2 tygodni i czuje się Pani źle przez większą część dnia na co dzień, zachęcam do skontaktowania się ze specjalistą (np. psychiatrą). W zależności od sytuacji życiowej, w jakiej Pani się teraz znajduje np. brak lub utrata pracy, brak pomysłu na dalszy rozwój, konieczność przebywania w izolacji lub następstwa długotrwałego przebywania w izolacji, brak wsparcia społecznego- te wszystkie czynniki mogą również powodować Pani stan. Zachęcam do umówienia się na konsultacje (choćby online) z psychoterapeutą. Dzięki temu łatwiej będzie Pani rozpoznać przyczyny, ale również sposoby radzenia sobie w tej sytuacji. mante Dołączył: 2015-06-23 Miasto: Liczba postów: 127 23 czerwca 2015, 00:41 i piszę to prosto z serca. nie mam nic. nie wiem co robić. w sumie to zastanawiam się czy jest jakikolwiek sens dalej walczyć. -w rodzinie syf, że aż się rzygać chce -nie mam bliskich znajomych, nikogo (dosłownie). o jakimkolwiek związku nawet nie ma mowy (nie było i raczej nie będzie)-właśnie się dowiedziałam, że nie dostałam się na studia, które były jednym moim marzeniem-mam zryty charakter (tyle wad, że praca nad tym wszystkim to niezła kuźnia) wątpię, że kiedyś uda się mnie zmienićmam teraz w cholerę egzaminów, a sama nie wiem po co to wszystko zaliczać skoro nie chce kontynuować w tym mieście nauki, a na inną uczelnię nie mogę się przenieść (mam za niską średnią)czuję się jak w jakiejś pułapce. nie wiem co robić i nie mogę już tego wytrzymać... chciałabym sobie pomoc, ale nie wiem jak. proszę o jakąś wskazówkę co robić, bo zaraz tu sama oszaleje... Dołączył: 2014-04-23 Miasto: Kraków Liczba postów: 20722 23 czerwca 2015, 01:41 Marudziłaś już kiedyś, prawda? Z innego konta ;) Celowo używam słowo marudziłaś, bo to nie jest zdrowe racjonalne podejście do sprawy. To czy ktoś się wybije czy nie to jest kombinacja wielu czynników: szczęścia, wyników w nauce, doświadczenia zawodowego, tego czy spotkało się po drodze pomocnych ludzi czy żmije, poziomu uczelni, siły własnego charakteru, determinacji, stopnia opanowania sztuki włażenia oknem gdy nie wpuszczają nas drzwiami. To nie działa tak, że jak ktoś ma dwa lata w plecy to powinien się wziąć dwie deski i iść się kłaść na cmentarz, bo jedynym obiektem, który wybuduje będzie własna trumna. Znam masę ludzi, który nie mieli idealnie prostej ścieżki kariery, a większy czy mniejszy sukces odnieśli. Mój własny tata, jest maklerem, żeby nim zostać pracował w banku, bo tam zdobywał potrzebną wiedzę, mimo że nie była to praca jego marzeń. Wyżej wspomniany wykładowca. Moja koleżanka z roku, która ciągnie trzy kierunki, w tym dwa wymarzone i jeden, którego nie lubi, ale za studiowanie którego rodzice jej pomagają finansowo. Ba! Znam chłopaka, który skończył prawo i zaczął medycynę i dziewczynę, która na czwartym roku nielubianych studiów dostała się do wymarzonej szkoły teatralnej. Tylko wiesz dlaczego tym ludziom się udało? - bo potrafili w siebie uwierzyć, nie szukali wymówek, ani usprawiedliwienia żeby móc samemu sobie pozwolić na pogrążanie się w marazmie. mante Dołączył: 2015-06-23 Miasto: Liczba postów: 127 23 czerwca 2015, 01:41 mante napisał(a):Wilena napisał(a):W ramach ciekawostki powiem tak - jeden z wykładowców u mnie na uczelni będąc studentem oblał egzamin z przedmiotu, który teraz wykłada i w zakresie, którego udziela ludziom porad prawnych zarabiając na tym nie małe pieniądze. Opowiada to chyba właśnie po to, żeby dać ludziom przykład, że nie należy się poddawać i porażki naprawdę można zamienić na sukces. Wolisz być teraz dwa lata w plecy, czy przed kolejnych 40 robić coś za czym nie przepadasz i żałować, że nie spróbowałaś po raz kolejny? Na co się dostajesz? Medycyna? Architektura? To chyba norma na tych kierunkach, że sporo ludzi ma parę - rodziny nie zmienisz, ale faceta możesz przecież poznać w każdej chwili - myślisz, że pary dookoła Ciebie się znają całe życie? Też kiedyś musieli na siebie wpaść, przedtem być może też byli sami. Podobnie z przyjaciółmi i znajomymi - po prostu nie zamykaj się (dosłownie i w przenośni) jak chcesz kogoś - nie widzę problemu ;) Sama mam zryty i jakoś żyję - możesz próbować zmieniać coś jeżeli bardzo Ci przeszkadza, ale jakby nie patrzyć to wady są jakąś tam częścią osobowości - każdy jakieś ma, to byłoby przerażające gdyby każdy człowiek na Ziemi stał się nagle idealny, taka inwazja jednakowych cyborgów. architektura... którą niby studiuje na zadupiu. wiem, że to się często zdarza, ale ja mam jednoznaczne skojarzenia: nie udało się=nie nadaję się... nie dość, że jest to kierunek, po którym naprawdę ciężko się wybić to jeszcze na wstępie dwa lata w plecy... to tak obniży moje szanse na sukces, że sama nie wiem czy jest sens walczyć z wiatrakami. wiem, że ludzie się po kilka razy próbują dostać, i się za którymś razem załapią, ale czy wszyscy potem mają satysfakcjonujące życie zawodowe? wątpię. mi się wydaje, że trzeba być jednym z najlepszych, żeby cokolwiek pożytecznego z tego mieć... a tu na wstępie już taki poślizg. nie nadgonię tego już nigdy. taka jest prawda i nie mam co się oszukiwać. teraz mogę tylko marnie łagodzić beznadziejną sytuacje, ale moja szansa już została wykorzystana. jest za późno i nic tego nie poszlam na architekture majac 23 lata. I co? Skonczylam, popracowalam troche. Co do egzaminow wstepnych, to zdawalam na dwie uczelnie, wlasnie jedna to zadupie totalne i tam bardzo kiepsko zdalam rysunek ponoc /na mniej niz niedostateczny/ ...Dwa razy dzwonilam, bo nie wierzylam. Druga polibuda, to tam gdzie chcialam i sie przygotowywalam, zdalam rysunek jako Druga ze wszystkich zdajacych. Czy to nie paradoks jak roznie ocenia sie prace? Trzeba sie uczyc pod konkretna uczelbnie i chodzic na korki do kogos, kto tam wyklada i powie Ci na czym komisja ma bzika w rysunku. Szlifowac reke, matme rozumiec i wtedy sie dostaniesz. Toz u mnie na roku co druga osoba miala 2 lata w plecy, a ja to juz w ogole, bo po drodze zrobilam jeszcze inny, humanistyczny garsc sie wez i dzialaj. wiem, że jesteś po architekturze i pamiętam twoje wpisy odnośnie tego kierunku. wywnioskowałam, że jesteś bardzo niezadowolona... co do mnie: nie chcę tylko dostać się i skończyć, żeby mieć papier i tytuł. ja naprawdę miałam ambitne plany co do mojej przyszłości i ten kolejny rok "przerwy" je całkowicie przekreśla. dlatego piszę, że już nic nie ma sensu, bo jednak coś już straciłam bezpowrotnie. mogę zakasać rękawy, pracować, ale już nigdy nie odzyskam tej szansy. pewnie zostanę na tym cholernym zadupiu i wykształcę się na zgorzkniałą jędze, bez perspektyw na przyszłość. no bo co: rzucę architekturę po to, żeby robić rok przerwy i iść na architekturę?? przecież to jakaś paranoja. ps: poza tym nie ma pewności, że się dostanę za rok mante Dołączył: 2015-06-23 Miasto: Liczba postów: 127 23 czerwca 2015, 01:49 Wilena napisał(a):Marudziłaś już kiedyś, prawda? Z innego konta ;) Celowo używam słowo marudziłaś, bo to nie jest zdrowe racjonalne podejście do sprawy. To czy ktoś się wybije czy nie to jest kombinacja wielu czynników: szczęścia, wyników w nauce, doświadczenia zawodowego, tego czy spotkało się po drodze pomocnych ludzi czy żmije, poziomu uczelni, siły własnego charakteru, determinacji, stopnia opanowania sztuki włażenia oknem gdy nie wpuszczają nas drzwiami. To nie działa tak, że jak ktoś ma dwa lata w plecy to powinien się wziąć dwie deski i iść się kłaść na cmentarz, bo jedynym obiektem, który wybuduje będzie własna trumna. Znam masę ludzi, który nie mieli idealnie prostej ścieżki kariery, a większy czy mniejszy sukces odnieśli. Mój własny tata, jest maklerem, żeby nim zostać pracował w banku, bo tam zdobywał potrzebną wiedzę, mimo że nie była to praca jego marzeń. Wyżej wspomniany wykładowca. Moja koleżanka z roku, która ciągnie trzy kierunki, w tym dwa wymarzone i jeden, którego nie lubi, ale za studiowanie którego rodzice jej pomagają finansowo. Ba! Znam chłopaka, który skończył prawo i zaczął medycynę i dziewczynę, która na czwartym roku nielubianych studiów dostała się do wymarzonej szkoły teatralnej. Tylko wiesz dlaczego tym ludziom się udało? - bo potrafili w siebie uwierzyć, nie szukali wymówek, ani usprawiedliwienia żeby móc samemu sobie pozwolić na pogrążanie się w marazmie. pewnie, że marudziłam, bo ta sprawa mnie gnębi od jakiegoś czasu i gnębić będzie pewnie do końca życia. a że nawet nie mam kogo w realnym świecie dopaść to padło znowu na was... ja wiem, że ludzie walczą i im się udaje, ale u mnie jest za dużo cech wróżących porażkę...chciałabym jeszcze walczyć o siebie. naprawdę. niestety mój plan został tak rozłożony na łopatki, że teraz już nie widzę żadnego rozwiązania tej sytuacji.. rzucić studia? zostać tu? obydwie opcje są śmieszne. Dołączył: 2014-04-23 Miasto: Kraków Liczba postów: 20722 23 czerwca 2015, 02:04 Marudź jak potrzebujesz, po prostu nie wiem po co z innego konta - jak się kogoś kojarzy to się ma mglisty, bo mglisty, ale jednak szerszy obraz sytuacji. Odpowiedz sobie na pytanie co będzie jak nie rzucisz studiów - skończysz architekturę na jakiejś gorszej uczelni, tak? Będziesz miała pewnie mniejsze szanse na dobrą pracę, ale nie zerowe przecież. I co będzie jak rzucisz studia na obecnej uczelni jak dostaniesz się na lepszą - będziesz miała większe szanse na pracę, aczkolwiek zaczniesz ją dwa lata później niż w opcji pierwszej. Każde rozwiązanie ma plusy i minusy, teraz po prostu skalkuluj co jest dla Ciebie ważniejsze. I co oznaczają cechy wróżące porażkę? - moim zdaniem to nie są właśnie cechy, tylko ludzie pozwalają się zepchnąć do roli takiej szarej myszki, wiecznie przestraszonej, wiecznie wycofanej, wiecznie trzymającej się kurczowo starych rozwiązań, tylko dlatego, że te stare, nawet jak są złe, się już zna. Nikt się taki nie rodzi, to przecież my sami i ludzie dookoła kształtujemy charakter. Jasne, jakieś cechy wrodzone się ma - są ludzie, którzy dostali od Bozi jakiś niewyobrażalny talent, albo powalającą charyzmę - ale w większości wypadków to, że ktoś się przebił to wynik jego własnej pracy nad sobą - myślisz, że znanym architektom ktoś rozwijał pod stopami czerwony dywan? Wątpię, myślę, że w większości wypadków musieli się nałazić, nadenerwować, namęczyć jak każdy. Tylko właśnie, łazili, denerwowali się, męczyli, a nie stwierdzali, że nic nie zrobią, bo mają dwa lata w plecy, więc jedynym rozwiązaniem jest siąść i przez 40 kolejnych jak już pisałam, płakać z tego powodu. Teraz Ci się to wydaje szmat czasu, jak masz perspektywę matury i dwóch lat studiów - zobaczysz, że za 20 lat będzie Ci się to wydawało niepoważne skreślać sobie plany z powodu przesunięcia dwóch lat (znaczy nie wiem, jesteśmy w podobnym wieku, ale piszę tak jak mi zawsze starsi ludzie opowiadają, że zupełnie zmienia się perspektywa i to się potem jakoś zaciera wszystko). Dołączył: 2011-03-07 Miasto: Katowice Liczba postów: 496 23 czerwca 2015, 02:21 Skup sie na rozwoju, naucz sie jezyka, popracuj nad swoim charakterem, nabierzesz pewnosci siebie i zaczniesz wierzyc w siebie. Jeszcze nie dawno mialam podobna sytuacje jak Ty, mowilam dookola jakie mam okropne zycie i nie moge nic zmienic...W koncu postanowilam sie wziac za siebie, duzo pomogly mi ksiazki motywacyjne. Wyznaczylam sobie cele zyciowe i moje zycie wyglada lepiej. Nie mam faceta,dlugo nie mialam, ale teraz nawet nie chce, skupiam sie tylko na mi bylam w beznadziejnej sytuacji, wieczna pesymistka, czeste poczucie samotnosci wsrod wielu ludzi, teraz mam inne nastawienie, doceniam to co mam i licze na lepsze tez mozesz! mante Dołączył: 2015-06-23 Miasto: Liczba postów: 127 23 czerwca 2015, 02:32 Wilena napisał(a):Marudź jak potrzebujesz, po prostu nie wiem po co z innego konta - jak się kogoś kojarzy to się ma mglisty, bo mglisty, ale jednak szerszy obraz sytuacji. Odpowiedz sobie na pytanie co będzie jak nie rzucisz studiów - skończysz architekturę na jakiejś gorszej uczelni, tak? Będziesz miała pewnie mniejsze szanse na dobrą pracę, ale nie zerowe przecież. I co będzie jak rzucisz studia na obecnej uczelni jak dostaniesz się na lepszą - będziesz miała większe szanse na pracę, aczkolwiek zaczniesz ją dwa lata później niż w opcji pierwszej. Każde rozwiązanie ma plusy i minusy, teraz po prostu skalkuluj co jest dla Ciebie ważniejsze. I co oznaczają cechy wróżące porażkę? - moim zdaniem to nie są właśnie cechy, tylko ludzie pozwalają się zepchnąć do roli takiej szarej myszki, wiecznie przestraszonej, wiecznie wycofanej, wiecznie trzymającej się kurczowo starych rozwiązań, tylko dlatego, że te stare, nawet jak są złe, się już zna. Nikt się taki nie rodzi, to przecież my sami i ludzie dookoła kształtujemy charakter. Jasne, jakieś cechy wrodzone się ma - są ludzie, którzy dostali od Bozi jakiś niewyobrażalny talent, albo powalającą charyzmę - ale w większości wypadków to, że ktoś się przebił to wynik jego własnej pracy nad sobą - myślisz, że znanym architektom ktoś rozwijał pod stopami czerwony dywan? Wątpię, myślę, że w większości wypadków musieli się nałazić, nadenerwować, namęczyć jak każdy. Tylko właśnie, łazili, denerwowali się, męczyli, a nie stwierdzali, że nic nie zrobią, bo mają dwa lata w plecy, więc jedynym rozwiązaniem jest siąść i przez 40 kolejnych jak już pisałam, płakać z tego powodu. Teraz Ci się to wydaje szmat czasu, jak masz perspektywę matury i dwóch lat studiów - zobaczysz, że za 20 lat będzie Ci się to wydawało niepoważne skreślać sobie plany z powodu przesunięcia dwóch lat (znaczy nie wiem, jesteśmy w podobnym wieku, ale piszę tak jak mi zawsze starsi ludzie opowiadają, że zupełnie zmienia się perspektywa i to się potem jakoś zaciera wszystko). szybciej było założyć nowe konto niż dokopywać się do haseł, ale nie kryję się, że to znowu ja... pozostanie tutaj odpada, bo dopija mnie to miasto, w którym nic się nie dzieje. to hamuje mój rozwój nie tylko na płaszczyźnie zawodowej. zrobienie takiego roku przerwy to teraz ogromne ryzyko. nie będę miała się z czego utrzymać. pewnie musiałabym wyjechać do W-wy (tylko tam się przygotuję do egzaminów). moja mama wpadnie w szał jak się dowie. no i jeśli się nie uda to zostanę z ręką w nocniku. bez studiów tak naprawdę. zarówno jedno, jak i drugie wyjście jest do niczego. pisząc o okolicznościach, które skazują mnie na porażkę miałam na myśli całokształt mojego życia. wiem, że ludziom przytrafiają się różne rzeczy, ale przeważnie każdy ma jakąś deskę ratunku, na którą może liczyć w trudnych chwilach. no ja szukam się co by mogło być dla mnie taką deską i nic nie przychodzi mi do głowy. poza tym mam cechy charakteru, które nie idą w parze z sukcesem i czeka mnie naprawdę ciężka droga, żeby się ich pozbyć. pewnie się taka nie urodziłam, ale moje dzieciństwo to jakaś porażka. jakby to wszystko zsumować to wychodzi totalnie abstrakcyjna wizja dokonania rzeczy niemożliwych. czasem się na to nabieram i próbuję walczyć. jednak zdrowy rozsądek wie, że moje plany są zbyt utopijne, by je zrealizować Dołączył: 2014-09-21 Miasto: Warszawa Liczba postów: 347 23 czerwca 2015, 07:39 A Ty w ogóle chcesz cokolwiek zmienić, czy weszłaś tu tylko ponarzekać? Mam prawie 25 lat i jestem dwa lata w plecy. Nie zdałam w drugiej liceum, później oblałam maturę z matematyki i ustny angielski. Moja średnia w szkole nigdy nie przekroczyła Przynajmniej w gimnazjum/liceum. Chyba nikt nie wierzył, że jestem w stanie dostać się na jakiekolwiek studia, w dodatku nie prywatnie. Dziś studiuję wymarzony kierunek, w tym semestrze moja średnia wynosi w czwartek poprawiam jedyne na 5. Ale nie siedzę na dupie i nie mrudzę, że moje życie nie ma sensu i straciłam jedyną szansę bo to gówno prawda. Zastanów się czego chcesz i jak możesz to osiągnąć, a później weź się do pracy zamiast truć dupę. Dołączył: 2015-05-29 Miasto: olsztyn Liczba postów: 730 23 czerwca 2015, 07:46 weź sie w garsc, a nie wylewasz żale na portalach... sorry, ale wydaje mi się, że masz chwile załamania i teraz będziesz to analizowac Dołączył: 2012-04-17 Miasto: Toruń Liczba postów: 6194 23 czerwca 2015, 08:40 Głowa do góry wszystko sie ułoży Dołączył: 2008-01-27 Miasto: Gdańsk Liczba postów: 1158 23 czerwca 2015, 08:43 Ja mam 4 lata w plecy: rok przez studia, które okazały się niefajne, 2 lata przez studium policealne i rok przez urodzenie dziecka, więc nie narzekaj. Teraz kończę studia, które mi sie podobają, mam fajną pracę, a moje dziecko idzie do 1 klasy. Po pierwsze świat sie nie zawali jak przełożysz wszystkie walące sie plany na za rok, po drugie może to właśnie ma nauczyć cię pokory?Też jestem taka, że wszystko chciałabym na już, a jak dosięga mnie jakies niezaplanowane niepowodzenie to się dołuję. Tak jest z przeciągającym się remontem, czy z praca magisterską, którą bronię w lipcu a miałam w planach obronić się w czerwcu, ale od tego świat się nie zawali. Uczę się dzięki temu pokory, bo nie zawsze w życiu wszystko będzie szło po Twojej myśli, a sukcesem będzie jak nauczysz się sobie z tym radzić. Nie wiem jak na architekturze, ale ja się w życiu przekonałam, że uczelnia i oceny na studiach nie mają znaczenia. W pracy liczą się charakter, umiejętności, wrodzony spryt i zdolności. zapytał(a) o 19:45 Moje życie nie ma sensu. Hej. Jestem dziewczyną, mam czternaście lat. Imienia wole nie zdradzać. Po prostu chce komuś o tym powiedzieć, a że nie mam komu napiszę to tutaj. Tylko tyle mi pozostało. Więc moje życie nie ma sensu. Rok temu straciłam moją najlepszą przyjaciółkę, teraz nie mam nikogo. Nikt mnie nie rozumie. Mieszkam na wsi, miałam tylko ją. Mieszkała tak blisko. Codziennie się spotykałyśmy. Czasem się kłóciłyśmy, ale od razu się godziłyśmy. Ona jest ode mnie o rok starsza. Zmieniła szkołę, poszła do gimnazjum a ja zostałam jeszcze rok w podstawówce. Właśnie wtedy się wszystko popsuło. Ona poznała inną dziewczynę i się z nią zaprzyjaźniła. Mnie tak po prostu zostawiła, bez słowa. Nawet gdy o tym pisze mam łzy w oczach. Nie wiem dlaczego to zrobiła, przyjaźniłyśmy się tyle lat... I nagle to wszystko zniknęło. Ja zostałam sama jak palec. Całe wakacje siedziałam sama w domu, rodzice mnie wyganiali na dwór ale ja nie miałam po co iść. Miałam sama siedzieć na dworze i patrzeć jak moja była przyjaciółka cieszy się życiem ? Wolałam siedzieć w domu. To nie było dla mnie łatwe. Chodzę teraz do pierwszej gimnazjum, mam w klasie kilka koleżanek. Ale to tylko w szkole. Gdy jestem w domu, jestem sama. Gdy przychodzi weekend siedzę w domu i nic nie robię. Patrzę przez okno jak inni bawią się na dworze. Ja już nie mam po co żyć. Szkoła, dom, szkoła, dom i tak w kółko. A zaraz koniec roku szkolnego i wakacje. Ja tego nie wytrzymam. Miałam już myśli samobójcze i nadal je mam. Nie chce żeby moja rodzina cierpiała. Chociaż po mnie to raczej nikt nie będzie płakał. Jestem tylko niepotrzebnym nikomu śmieciem, który nie ma życia... Próbowałam wyjaśnić tą sytuacje i odzyskać moją przyjaciółkę. Jednak nie udało się, zresztą mi się nigdy nic nie udaje. Mówią, że prawdziwa przyjaźń jest, a o fałszywą nie warto walczyć. Więc odpuściłam. Nie wiem już co robić. Piszcie co sobie chcecie. Chciałam to tylko wyrzucić z siebie. Mam nadzieje, że mnie zrozumiecie. Myślę, że i tak w najbliższym czasie moje życie sie skończy. Nie ma ono jakiegokolwiek sensu. Codzienna monotonia mnie wykańcza. Odpowiedzi Jak byłam w zerówce miałam to samo co ty, koleżanka poszła sobie to innej klasy niż ja (specjalnie), ona do 1c, a ja do 1b. Tak nasze drogi się rozwiodły. I też znalazła sobie nową koleżankę. Płakałam tak samo jak ty. Miałam wtedy 6-7 lat to za mało by mieć myśli samobójcze. Tak rozumiem cie, zobaczysz, jeszcze będzie cie potrzebowała. ♥stoned♥ odpowiedział(a) o 19:55 Kłótnie z przyjaciółką są normalne. A wręcz potrzebne bo to wzmacnia tą przyjaźń ♥ .Myślę,że Ty również powinnaś znaleźć sb jaką nową przyjaciółkę. Tamta najwidoczniej nie była tego warta skoro znalazła sobie nową. Zobaczysz , kiedyś się na niej przejedzie i będzie żałować , to tyko kwestia czasu,ale pewnie już będzie wtedy za późno. A Ty powinnaś tym bardziej wziąć się za mają naprawdę gorsze sytuacje życiowe a nie na to tak ; są ludzie ,którzy nie mają gdzie mieszkać , są ludzie,którzy mają rodzica alkoholika ( a co gorsza dwóch ) a już najgorsze jak się nie ma w ogóle rodziców. Przemyśl sobie to. Rodzicie mają Ciebie. Ty masz ich . Bez nich nie miałabyś niczego. To chyba dobrze,że się Tobą interesują , troszczą i martwią . Naprawdę , myśli samobójcze nie są tutaj wcale potrzebne. Monotonnia to nic strasznego. Można a nawet trzeba to zmienić. Tylko wystarczy chcieć. Chcieć ! ! ! . A Ty na pewno sb poradzisz. A to,że to tutaj napisałaś świadczy o tym,że jesteś otwarta i nie boisz się ;) . A to już połowa sukcesu :3 . Zastanów się nad tym. Co tak naprawdę jest dla Ciebie najważniejsze. Czy Twoja ( najwidoczniej nie warta ) przyjaciółka czy własna rodzina ! . Mam nadzieję,że pomogłam chociaż troszkę . Trzymam kciuki. Pozdrawiam ;) Uważasz, że ktoś się myli? lub veriola 13 czerwca 2014, 19:03 Już tyle razy się tu żaliłam, że nie mam nawet ochoty tego liczyć. Mam dopiero 17 lat, a już nie mam na nic siły. Jestem aspołeczna, nie chce nawiązywać nowych znajomości, bo nie chce,żeby ktokolwiek poznał moją sytuację w domu. Moi rodzice są zadłużeni, ja płaczę po nocach, bo chwilami nie mamy co do garnka włożyć. Mam ogromny problem z akceptacją siebie i każdy się na mnie wypina... Chwilami mam naprawdę dość. Moja pasja, która kiedyś mnie pochłaniała... teraz nie ma dla mnie znaczenia. Jest mi obojętna. Chodzę z podkrążonymi oczami, bo nie śpię po nocach. Uśmiecham się przy ludziach, bo muszę, a tak naprawdę nie widzę dalszego sensu życia.. Zbliżają się wakacje, a ja będę siedziała sama w domu. Nadal zakompleksiona, bez jakiegokolwiek przyjaciela i grosza przy tyłku, by choc raz gdzies pojechać... To wszystko mnie tak boli. Straciłam kontrolę nad swoimi myslami, żyje z dnia na dzień. a ta rutyna mnie wykańcza. Nie mam nikogo, do kogo mogłabym się przytulić, wkoło słyszę awantury i rozmowy o problemach. Już nie wiem co robić...Nie piszcie mi o psychologu, bo on mi nie pomoże.. naprawdę... Dołączył: 2014-05-07 Miasto: Liczba postów: 2641 14 czerwca 2014, 10:16 Jak ktoś jednak pisze o psychologu, to wizyta kosztuje 50 zł w górę za godzinę, a im lepszy psycholog, tym cena jest wyższa, więc choćby ze względu na to możecie sobie darować mądrości (no chyba, że wykupicie dziewczynie jakiś karnet).A może rozejrzałabyś się za jakąś pracą dorywczą? Oderwiesz się od czegoś, będziesz miała swoją kasę i może kogoś w tej pracy poznasz?Nie licz, że to będą jakieś duże pieniądze, ale możesz pochodzić po knajpach/hotelach/sklepach/budkach z lodami czy nie szukają kogoś do pracy, ale rozejrzyj się za posadą jak ktoś chce, to znajdzie pracę, bo będzie chodził aż znajdzie...Ja jestem w tym samym wieku i znalazłam pracę ty nie możesz spać w domu w nocy? Pytam, bo piszesz, że odsypiasz po szkole... Edytowany przez Karmilka 14 czerwca 2014, 10:19 redial 14 czerwca 2014, 10:23 zbierz du... w kroki do psychologa idź i do pracy, dorób coś od razu lepiej będzie a i rodzinie pomożesz. Armara 14 czerwca 2014, 10:51 ... Czy my Polacy na prawdę aż tak lubimy sobie udowadniać kto ma gorzej?... To nie jest udowadnianie kto ma gorzej ale pokazanie że jednak się da, tylko trzeba chcieć i trzeba też coś dać od siebie. A użalanie się nad sobą do niczego dobrego nie doprowadzi. Edytowany przez 14 czerwca 2014, 10:51 nicniepowiem Dołączył: 2014-05-20 Miasto: Liczba postów: 35 14 czerwca 2014, 13:50 Ah. Mialam taka sama sytuacje tylko czworo rodzenstwa i rodzicow ktorzy zawsze kazali wybierac czy mama czy tata. skonczam 18 lat i szkole i wyprowadzilam sie. rodzicow kocham ale nigdy mi z glowy nie wyparuje jak oboje zarabiali tysiace miesieczne i wypieprzali je na bzdury typu spodnie z levisa i wycieczki - swoje nie rodzinne a my czesto pradu nie mieliesmy bo co trzy miesiace odcinali. na rodzicow nic nie poradzisz. musisz zrozumiec ze bedziesz dorosla szybciej niz twoi rowiesnicy i tyle. ciezko jest sie z tym pogodzić ale nie ma wyjscia. Dołączył: 2012-02-07 Miasto: Małe Ciche Liczba postów: 1914 14 czerwca 2014, 16:00 weź się w garść i zmień swoje życie. każdy potrafi narzekać i szukać wymówek do ruszenia tyłka. znajdz jakąś pracę wakacyjną zamiast siedzieć w domu bez grosza przy tyłku i zarób sobie na wyjazd. odśwież swoje pasje, zastanów się co chcesz robić w życiu i to realizuj. uwierz mi, że nie tylko ty masz problemy- możesz wiecznie użalać się nad sobą i narzekać albo wziąć sprawy w swoje ręce. łatwo szukać wymówek, trudniej zacząć coś robić, a jeśli nic nie będziesz robić- nic się w twoim zyciu nie zmieni. na lepsze. Dołączył: 2012-02-07 Miasto: Małe Ciche Liczba postów: 1914 14 czerwca 2014, 16:10 kapuczino napisał(a):strach3 napisał(a):Dopóki nie przestaniesz narzekać i opowiadać o nieistotnych detalach, i nie zaczniesz czegoś robić, nic się nie zmieni. Przestań się mazać i weź się w garść, samo się nie zrobi. Piszesz że nie ma psychologa w Twoim mieście, a w profilu masz "warszawa". Jeśli wolisz siedzieć na tyłku i się mazgaić, to miej pretensje do siebie. Rusz się!świetne rady dla praktycznie dzieciaka, którego rodzice maja pewnie kilkaset zł długu i nie ma wyjścia a z tej patowej sytuacji. Ona już zawsze bezie miała przez to pod górkę. Naprawdę tak ciężko wejść w jej sytuację?. Ciągle awantury o pieniądze, na obiad wciąż ta sam zupa, bez perspektyw na pzrysżłosc. A wy jej radzicie jak dorosłemu człowiekowi, ze ma się wziąć do pracy i w będę przytaczać mojej sytuacji rodzinnej, ale uwierz mi, że to nie jest powód do narzekania. a tym bardziej do twierdzenia, że zawsze będzie miała pod górkę. uwierz mi że nie jest jedyną osobą bez perspektyw na tym świecie, ale to od niej zależy, czy zaliczy się do grona tych, co narzekają i nic nie robią, albo tych, ktorzy przejmują ster nad swoim życiem i starają się zmienić sytuację, w jakiej się znajdują. osoby które się na to decydują mają wiele pracy przed sobą, ale nagroda jest bezcenna i ktoś, kto zawsze miał wsparcie rodziny, miłość, mozliwość spokojnego kształcenia się i rozwijania bez zamartwień o pieniądze, dach nad głową, jedzenie, w pełni tego nigdy nie zrozumie. Dołączył: 2011-08-02 Miasto: Warszawa Liczba postów: 4301 14 czerwca 2014, 16:40 Niestety wygląda na to że musisz wcześniej dojrzeć. Wziąść się w garśc poszukać pracy dorywczej, nie będzie łatwo na to się przygotuj ale niestety takie jest życie że ciągle ma się pod górkę. Z reguły w życiu nic nie przychodzi łatwo i nic nie ma za darmo. Napisałaś że " nie będziesz zarabiać dla rodziców bo oni nie są tego warci " otóż zarabiać powinnaś i będziesz w przyszłości dla siebie nie dla rodziców. Postaraj się rozejrzeć za pracą i zapisz się do psychologa, napewno będzie Ci leżej jak się wygadasz, nie zamykaj się przed światem, bo sama sobie nie poradzisz napewno, nie zakłądaj z góry że psycholog Ci nie pomoże - najpierw spróbuj. Jak nie ma psychologa mieście to poszukaj go gdzieś w najbliższym mieście Ja tez mialam 17 lat jak pierwszy raz poszlam do psychologa i po kazdej wizycie czulam się lzej i mialam wiecej energii do zycia, dojeżdżałam na każdą wizyte 27 km. Napewno nie jest Ci łatwo ale zamykaniem się przed światem ludźmi i ciągłym użalaniem się nad sobą niczego nie zmienisz. Im wcześniej zaczniesz nad sobą pracować tym potem łatwiej Ci będzie w przyszłości. Dołączył: 2006-02-10 Miasto: Gdańsk Liczba postów: 28 14 czerwca 2014, 18:27 Dokładnie, popieram co napisała dużo starsza i z innego pokolenia. Ale, gdy skończyłam 15 lat we wszystkie wakacje i ferie zimowe pracowała, aby odciążyć rodziców w związku z wydatkami na naszą trójkę, bo także się nam nie przelewało. Poza tym twierdzenie - jestem aspołeczna i takie tam - sama się dodatkowo dołujesz. W domu jest trudno i ciężko, ale nie ty ponosisz za to odpowiedzialność, a twoi rodzice. Oni powinni dorosnąć do rozwiązania problemu. Dołączył: 2014-04-17 Miasto: Liczba postów: 28 14 czerwca 2014, 18:40 Nie chce byc wredna, ale laptop i internet jest, a do ust nie ma co wlozyc? czegos nie rozumiem... Dołączył: 2008-01-27 Miasto: Gdańsk Liczba postów: 1158 14 czerwca 2014, 22:23 Armara napisał(a):violent napisał(a):... Czy my Polacy na prawdę aż tak lubimy sobie udowadniać kto ma gorzej?... To nie jest udowadnianie kto ma gorzej ale pokazanie że jednak się da, tylko trzeba chcieć i trzeba też coś dać od siebie. A użalanie się nad sobą do niczego dobrego nie doprowadzi. Dokładnie, to nie jest użalanie, takie są fakty. Chciałyśmy pokazać autorce, że to da sie przeżyć i wcale nie jest taka tragedią jak wydaje sie być w wieku dorastania. Autorka jest w cięzkim wieku, bo z jednej strony nie jest juz dieckie, alez drugiej jeszcze jest, a dzisiejsza młodzież jaka jest taka jest, bywa czasem bardzo okrutna. Już dzieci w pierwszych klasach podstawówki potrafią wyśmiewać się z kolegów, którzy nie mają markowyh butów. Ale trwanie w takim stanie jak autorka nic nie da. Albo trzeba się wziąć za siebie, albo iść po pomoc. W Ośrodkach Pomcy Społecznej w ginach czy miastach sa darmowi psycholodzy. Jeżeli to depresja to sama sobie Autorko nie poradzisz. Jeżeli chcesz coś zmienić w swoim dotychczasowym życiu to musisz coś zadziałać. Jeżeli coś Ci sie nie podoba to zmień to. Mam 26 lat i jestem świeżo upieczonym mężem (ponad 4 miesiące). Ukończyłem studia techniczne, mam wymarzoną żonę, zdrowie fizyczne i to chyba tyle. Ale po co mi to wszystko? Nie potrafię się cieszyć życiem, dniem codziennym. Nie mam pracy, ponieważ mam wysokie ambicje i nie mogę znaleźć takiej, która by mi odpowiadała. Wiem, że głupi nie jestem, a jednak nie potrafię sobie z tym poradzić. Oto moje "wady": strach przed podejmowaniem nowych działań życiowych, wyzwań, zmian; strach przed skrzywdzeniem swoich bliskich (żony, mamy itp.) - choć nic złego im nie robię to ciągle mam myśli, że na pewno są źli na mnie za to czy tamto (chociaż mówią, że nie są); brak radości z życia - nie czuję żadnych radości, cokolwiek będę robił tylko przygnębienie, dół i brak sensu wszystkiego; niechęć do życia, w głowie ciągle tylko dopatruje się sensu, po co w ogóle żyję, tylko utrudniam innym, zastanawiam się po co moje życie się toczy skoro nie potrafię czerpać z niego żadnych przyjemności i radości, żyć tylko po to żeby doczekać starości i umrzeć to jest bezsensu. Od kilku lat nie widzę sensu mojego istnienia, po co to się w ogóle toczy, życie człowieka w moim mniemaniu jest bez sensu, bo wszystko co ludzkie i ziemskie jest bez sensu! Nic mi się nie chce. Boję się kłaść spać, ponieważ następnego dnia odczuwam to co poprzedniego, czyli smutek i przygnębienie od samego rana, żadnej energii do działania i życia. Gdy nadchodzi wieczór to się troszkę nastrój poprawia i chociażby mam siłę żeby napisać o moim problemie. Nienawidzę kłaść się spać, ponieważ każdy dzień wygląda tak samo, tak jakbym się w nocy cofał w czasie. Wieczorami staram się przedłużyć czas siedząc bezsensownie na kompie czy oglądając TV. Całe życie ojciec wmawiał mi, że nie nadaje się do niczego, że nic nie umiem chociaż miałem dobre oceny w szkole i byłem też niezłym sportowcem. Teraz jego już nie ma, a ja nie potrafię sobie poradzić z moją zepsuta psychiką. Nikt mnie nie rozumie, ponieważ słyszę od żony i mamy słowa, żebym się za siebie wziął, żebym sobie poradził tak czy inaczej. Żebym przestał się martwić. Dla mnie życie to jeden wielki stres, lęk i dół, tylko marnuje czas swój i moich bliskich. Zapewne dostanę odpowiedź, żeby iść do psychiatry, lub inne cudowne porady. Ehhh, bezsensu to wszystko. MĘŻCZYZNA, 26 LAT ponad rok temu Czy autyzm jest wyleczalny? Autyzm to dziecięce zaburzenie rozwojowe. Częściej występuje u chłopców niż u dziewczynek. Sprawdź, co jeszcze warto wiedzieć na temat autyzmu. Obejrzyj film i dowiedz się, czy autyzm jest wyleczalny. Witam! Trudno udzielić mi odpowiedzi, która ucieszyłaby Pana, ponieważ tak naprawdę jest dobrze Panu w takim stanie, jaki jest teraz. Może się Pan swobodnie użalać nad sobą, a tym samym usprawiedliwiać swoje zachowanie. Bo przecież wszystko jest bez sensu. Ale proszę zwrócić uwagę, że chociażby napisanie tutaj jest już szukaniem pomocy. Warto zrobić teraz kolejny krok i udać się nie do psychiatry, ale do psychologa. Na podstawie Pana listu można wywnioskować, że ma Pan bardzo niskie poczucie własnej wartości. Z jednej strony potrafi Pan wskazać na pozytywne obszary swojego życia (studia, wiedza, żona), z drugiej jednak strony doszukuje się Pan potwierdzenia głosu Pana ojca, że jest Pan do niczego. Czyżby aż tak bardzo chciał Pan spełnić jego oczekiwania? Nad sensem życia i poczuciem własnej wartości może Pan popracować z psychologiem, do czego serdecznie Pana namawiam. Dostęp do dobrego psychologa w swoim mieście znajdzie Pan chociażby za pośrednictwem tego portalu. Nie jest trudne umówienie się na wizytę, trudniejsze jest już znalezienie chęci na walkę z tym, co mi przeszkadza. Proszę zaufać swoim pozytywnym cechom i zawalczyć o siebie. Jeżeli brakuje Panu motywacji, aby zrobić to dla siebie, to proszę zrobić to dla bliskich, którzy zapewne martwią się o Pana. Trzymam kciuki za odwagę. Pozdrawiam 0 Witam, z sensem, zachęcałabym Pana do konsultacji psychiatrycznej, w celu potwierdzenia diagnozy DEPRESJI i ewentualnie zastosowania farmakoterapii oraz wskazane jest równolegle leczenie metodą psychoterapii, pomoc dostanie pan w Poradni Zdrowia Psychicznego NFZ), poprawi się Pana jakość życia. Niska samoocena jest predyspozycja do zachorowania na depresję. Przekonania i opinie na własny temat w oparciu o doświadczenia życiowe wpływają na samoocenę. Szczególnie negatywne komunikaty i doświadczenia w procesie rozwoju są istotą niskiego poczucia własnej wartości. Spróbuj zastanowić się jaką wartość sobie przypisujesz, zastanów się, jak ta opinia wpływa na twoje myśli i uczucia, w związku z tym, jakie działania podejmujesz: 1)Czy doceniasz siebie? 2)Czy lubisz siebie? 3)Czy akceptujesz swoje zachowanie? 4)Jaka jest twoja skuteczność? 5)Czy masz poczucie własnej godności? 6)Jak widzisz siebie? Negatywne przekonania na własny temat - wysoki samokrytycyzm jest wskaźnikiem, który pokazuje, że skupiasz się na własnych słabościach, wadach i jednocześnie nie doceniasz swoich zalet. Emocje, które są synchronizowane z negatywnymi myślami to; smutek, lęk, frustracja, złość, poczucie winy i wstydu. Myśli i emocje mają wpływ na nasze zachowanie - obserwuje się to w różnych sytuacjach; trudność w asertywnym wyrażaniu potrzeb, niezdecydowanie w realizacji planów życiowych. Pojawiają się też dolegliwości somatyczne; napięcie, zmęczenie, ból głowy. Terapia poznawczo-behawioralna pozwala zrozumieć problem, im lepiej rozumiemy problem, tym łatwiej sobie z nim radzimy. Pozdrawiam serdecznie 0 Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych znajdziesz do nich odnośniki: Czy możliwa jest depresja u 18-latki? – odpowiada Mgr Tomasz Kościelny Nie widzę sensu życia. Czy to depresja? Jak ją zwalczyć samemu? – odpowiada Mgr Arleta Balcerek Nie oczekuję recepty na szczęśliwe życie – odpowiada Lek. Marta Mauer-Włodarczak Czy to jakaś nerwica czy zaburzenia? – odpowiada Mgr Bożena Waluś Niskie poczucie własnej wartości i poczucie winy a depresja – odpowiada Mgr Bożena Waluś Życie bardzo boli - co mam zrobić? – odpowiada Mgr Arleta Balcerek Co zrobić, gdy życie przestaje mieć sens? – odpowiada Mgr Joanna Żur-Teper Czuję się fatalnie - jak odzyskać wiarę w siebie? – odpowiada Mgr Arleta Balcerek Moje życie się zawaliło. Co robić? – odpowiada Magdalena Pikulska Depresja? Nerwica? Co się ze mną dzieje? – odpowiada Magdalena Pikulska artykuły

moje życie nie ma sensu